Małe a cieszy
Od przyjazdu do Japonii zachwycam się małymi praktycznymi udogodnieniami, czyniącymi życie dużo łatwiejszym i przyjemniejszym. Większość rozwiązań jest tak prosta, że aż dziw bierze, że nie przeszczepiono ich jeszcze na grunt europejski.
Oto moje subiektywne „top 5”:
W restauracji
Parasole zostawiamy w specjalnym stojaku przy wejściu (lub wkładamy w foliowy pokrowiec zabezpieczający przed kapaniem). Płaszcz i torebkę wrzucamy do koszyka, żeby nie wycierały podłogi ani nie wadziły na oparciu krzesła. W oczekiwaniu na zamówienie zostaniemy poczęstowani zwiniętym w rulonik wilgotnym ręcznikiem do wytarcia rąk (ciepłym zimą, chłodnym latem). Na stole znajdziemy też termos z bezpłatną zieloną herbatą i/lub karafkę z wodą. Po skończonym posiłku – zamiast przywoływać kelnera, a następnie czekać długie minuty na rachunek i na resztę – kierujemy się po prostu do wyjścia i tam uiszczamy należną kwotę. I największy plus - instytucja napiwków jest w Japonii zupełnie nieznana, co oszczędza dylematu, ile zostawić, żeby nie urazić, ale i nie zbankrutować.
W toalecie
O japońskich super-sedesach napisano już chyba wszystko. Z funkcją bidetu, z podgrzewanym siedzeniem (rewelacja zwłaszcza zimą), niwelujące naturalne odgłosy „toaletowe” (do wyboru szum wody lub świergot ptaków), a przede wszystkim nieskalanie czyste i – inaczej niż kosze na śmieci - dostępne dosłownie na każdym kroku. Zupełnie inaczej niż w Europie, gdzie śmietników akurat dostatek (co nie zapobiega śmieciom na ulicach), za to toalety (zwłaszcza czystej) ze świecą szukać. Jedyna trudność to rozszyfrowanie kilkunastu przycisków podpisanych znakami kanji.
W większości japońskich toalet znajdziemy też przymocowane do ściany trzymadełka na niemowlaka (mummy’s little helper), pozwalające komfortowo załatwić własne potrzeby bez uciekania się do 1) akrobacji z pociechą na rękach, 2) deponowania tejże na podłodze wewnątrz kabiny czy 3) porzucania w wózku na zewnątrz, ryzykując porwanie. Dla pań chcących przypudrować nosek dostępne są też wyposażone w duże lustra i dobre oświetlenie stanowiska do makijażu.
U lekarza
Wszelkie badania przeprowadzane są niezwykle delikatnie i z poszanowaniem intymności pacjenta. Odkrywana jest jedynie część ciała wymagająca bezpośredniej inspekcji. W czasie pierwszej wizyty ginekologicznej najbardziej ujmuje mnie różowa firanka oddzielająca pacjentkę od lekarza. No bo i po co patrzeć sobie w oczy w czasie mało komfortowej dla obu stron sytuacji. Zresztą lekarz zjawia się dopiero, gdy pacjentka jest już zainstalowana w fotelu i szczelnie pozakrywana ręcznikami, a samo badanie (za które lekarz na wejściu przeprasza) odbywa się zawsze w obecności pielęgniarki. Na parę kroków od przebieralni do fotela dostaje się różowe kapcie, żeby nie zbrukać sobie przypadkiem stóp. Dodatkowy komfort ma zapewnić ustawienie siedzeń w poczekalni w rzędach, jedno za drugim, tak że czekający nie muszą na siebie patrzeć.
W metrze
Metrem podróżują już kilkuletnie szkraby, więc oznaczenia muszą być jasne i czytelne. Na peronie narysowane są linie, wskazujące jak powinna ustawić się kolejka, a drzwi metra otwierają się dokładnie w zaznaczonym miejscu. Pismem obrazkowym oznaczone są również miejsca z siedzeniami zarezerwowanymi dla osób starszych, ciężarnych czy rodziców z dziećmi, a także osobne wagony dla kobiet (tak, tak, w godzinach szczytu panie mogą się tam schronić przed, częstym podobno, obmacywaniem). Na monitorach wewnątrz wagonów, oprócz reklam, wyświetlane są też mapki z topografią najbliższej stacji, więc bez problemu znajdziemy ruchome schody, windę czy toaletę.
W sytuacji awaryjnej
Co zrobić, gdy późnym wieczorem przypomnimy sobie z rozpaczą, że zapomnieliśmy przygotować dzieciom lunch na szkolną wycieczkę. Albo gdy do pieczonego w środku nocy tortu urodzinowego zabraknie jajek? Z pomocą przychodzą konbini, czyli wszechobecne sklepy całodobowe typu szwarc, mydło i powidło, gdzie oprócz gotowych zestawów lunchowych i jajek można też nabyć czystą koszulę do pracy, podjąć pieniądze czy skorzystać z ksero. W Japonii znajduje się ponad 19 tysięcy sklepów 7-Eleven (ponad dwukrotnie więcej niż w USA) i 18 tysięcy sklepów Family Mart, a ich dostępność zmniejszyła podobno wśród japońskich panów popyt na żony, które tradycyjnie zapewniały wikt i opierunek.
Oczywiście są też w Japonii rzeczy, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji (ot, choćby konieczność targania ze sobą przez cały dzień własnych śmieci), ale o tym innym razem.