Meri Kurisumasu!
W szintoistyczno-buddyjskiej Japonii, Boże Narodzenie (zwane tu Kurisumasu) jest świętem przede wszystkim komercyjnym i dość dalekim od chrześcijańskiego pierwowzoru. Joanna Bator uznaje japońskie kurisumasu za swego rodzaju „kompilację, która z daleka wydaje się dziwaczna, jak pizza z wodorostami i narybkiem, ale można się w niej rozsmakować”.* Zaraz po Halloween w tokijskich centrach handlowych pojawiają się choinki i kolędy, a w grudniu całe miasto rozbłyska przepięknymi świątecznymi iluminacjami. W większości znanych nam domów są choinki, prezenty dla maluchów, smażony kurczak (KFC bije ponoć tego dnia rekordy sprzedaży) oraz kurisumasu kēki, czyli okropnie słodki biszkopt z bitą śmietaną i truskawkami (nota bene mianem kurisumasu kēki zwykło się dawniej określać również niezamężne kobiety po 25. roku życia, przez analogię z niesprzedanymi tortami świątecznymi, których ceny drastycznie spadają po 25. grudnia). Kurisumasu najbliższe jest jednak amerykańskim walentynkom. W Japonii to bowiem przede wszystkim święto zakochanych, romantycznych kolacji przy świecach i wizyt w ekskluzywnych rabu hoteru.
My podchodzimy do sprawy bardzo (zbyt?) na luzie. W poszukiwaniu suszonych grzybów i buraków, wyprawiamy się wprawdzie (pożyczonym specjalnie z tej okazji) samochodem do hurtowni z zachodnimi towarami (jak za PRLu, wszystkie te zdobycze piętrzą się potem na balkonie), ale jakoś nikomu nie chce się ślęczeć w kuchni. W Wigilię korzystamy z pięknego słońca i do 16tej włóczymy się po parkach i placach zabaw. W konsekwencji do kolacji wigilijnej zasiadamy o 20tej, przy całych …. czterech potrawach. Dzięki wiktorowej grzybówce i pierogom z kapustą (oraz kolędom z youtube’a) tradycji choć w części staje się zadość. Po kolacji idziemy na dach, wyglądać Mikołaja, a spryciarz korzysta z naszej nieobecności, żeby zakraść się pod choinkę. W pierwszy dzień świat Jasiek ma badanie kontrolne w szpitalu – tym razem po „zaledwie” 3 godzinach czekania i pobieżnym osłuchaniu dostajemy potwierdzenie, że „daj dziobu” (czyli wszystko ok!). Kolejne wolne dni spędzamy tak, żeby sprawić radość naszym świątecznym dziczkom – są wiec parki, zoo i legoland.
Najważniejszym świętem w Japonii jest Nowy Rok (oshōgatsu), obchodzony od 31 grudnia do 3 stycznia. Ze względu na swój rodzinny i tradycyjny charakter, obchody noworoczne bardziej niż Kurisumasu przypominają nasze Boże Narodzenie. Przygotowania zaczynają się już w grudniu. Przez cały miesiąc w firmach organizowane są bonenkai, czyli suto zakrapiane imprezy na pożegnanie (dosłownie „zapomnienie”) starego roku. W domach to czas generalnych porządków. Powszechnym zwyczajem jest również wysyłanie noworocznych życzeń, które poczta zobowiązuje się dostarczyć dokładnie 1. stycznia (i my znajdujemy w skrzynce noworoczną karteczkę przygotowaną w szkole przez Ignasia). Wejścia do budynków dekoruje się m.in. bambusem i gałązkami sosnowymi (które symbolizują odpowiednio siłę i długowieczność). Mają one wskazywać drogę duchom przodków, które w okresie noworocznym zstępują na ziemię (a wracają do zaświatów wraz ze spaleniem noworocznych dekoracji 7. stycznia).
Sylwestra tradycyjnie spędza się w gronie rodzinnym, np. oglądając nadawany corocznie od roku 1951 konkurs muzyczny, w którym o zwycięstwo walczy ekipa biała (panowie) i czerwona (panie). O północy gongi w buddyjskich świątyniach biją nieprzerwanie 108 razy, aby uwolnić ludzi od 108 pokus, będących źródłem cierpienia. W czasie trzech pierwszych dni stycznia pulsujące normalnie Tokio zieje pustką. Pozamykane są wszystkie restauracje i sklepy. To czas, który spędza się z rodziną, zajadając (zaokrąglonymi z obu końców pałeczkami – jeden koniec dla ludzi, drugi dla bogów) przygotowane zawczasu noworoczne przysmaki (osechi ryōri). I tak, ikra śledzia ma zapewnić płodność, czarna soja – zdrowie, a pasta z kasztanów i słodkich ziemniaków - bogactwo. Potraw tych jest znacznie więcej, a ułożone w specjalnych lakowanych pudełkach wyglądają jak istne dziełka sztuki. Między pierwszym a trzecim stycznia należy również odbyć pierwszą w nowym roku wizytę w świątyni lub chramie (hatsumōde). To dobra okazja, żeby nabyć noworoczną wróżbę (o-mikuji) oraz stosowny amulet na nadchodzący rok (o-mamori), np. gwarantujący dobre wyniki w nauce, sukces w biznesie czy pomyślny przebieg ciąży. I my maszerujemy do chramu Meiji, jednak poddajemy się na widok kilkusetemetrowej kolejki wiernych.
Zaraz po Nowym Roku atmosfera zadumy i spokoju ustępuje miejsca szałowi wyprzedaży. W Alejach Omotesando - gdzie zapuszczamy się nieopatrznie 4 stycznia - przepchnięcie się z wózkiem graniczy z cudem. Stojący na specjalnych podwyższeniach sprzedawcy wykrzykują coś zapamiętale przez megafon. Przed sklepami tworzą się kolejki po fukubukuro - dosłownie „torebki pełne szczęścia”, a de facto kota w worku, bo zawartość torebki aż do zapłaty pozostaje tajemnicą.
* Joanna Bator, Rekin z parku Yoyogi, W.A.B. 2014, s. 126.